ZJAZD KANUISTÓW 2018

Po latach wybrałem się znów na Zlot kanuistów. Pogoda dopisała, towarzystwo miłe. Po Zlocie wybrałem się na spływ Krutynią. Zrobiłem nieco zdjęć komórką ale spora część bardzo marnej jakości więc niewiele nadawało się do zamieszczenia.


16 sierpień 2018, czwartek. 9,5 h jazdy przez Świebodzin, Wągrowiec, Grudziądz, Ostródę, Olsztyn do Sorkwit. Jest już kilku ludzi, zostaję na noc w Stanicy PTTK choć drogo. Nawer Siacho przyjechał swoim siachobusem z Marią.

17 piątek. Do południa opłynąłem sam jez. Lampackie a na wieczór - na drugi brzeg żeby nie płacić 25 zł za pobyt :)

18 sobota. Melduję się rano na stanicy. Bractwo się powoli zbiera na Gielądzkie. Kanu zabrałem własną bryczką do Młynika gdzie punkt startowy. Potem bractwo na luzie połynęło na północ. Płynę z Michałem. Na końcu jeziora mały postój na pomoście. Powrót szybki bo idzie burza. Już na końcu złapał nas deszczyk. Michał płynął w gatkach to mu nie przeszkadzało ale ja założyłem pelerynę :) Po południu się rozpogodziło i bractwo podokazywało na łódkach przy pomoście. Wieczorem ognisko, muzyczka i deliberacje gdzie tu zrobić następny Zlot. Optowałem za Obrą ale że nie miałem konkretów to stanęło na Strumianach i Dadaju. Już po ciemku zasuwam na drugi brzeg i stawiam namiot z latarką w zębach :)

19 niedziela. Przypływam do stanicy. Do południa zabawy na wodzie a koło 12 ruszyłem na Krutynię. Chwilę przede mną ruszyło dwóch Niemców na dmuchanym kanu, spotykałem ich potem parokrotnie na wodzie. Nawet pokazywałem jak wiosłować :) Na Sobiepance musiałem pobrodzić na mieliznach. Dopłynąłem na początek Gantu i zanocowałem przy ujściu Krutyni na łączce.

20 poniedziałek. Start z lekkim wiatrem. Po drodze zapłynąłem Babantem na Tejsowo. Dalej zrobiłem kawałek strugi na Kały ale woda niezbyt czysta a za ruiną mostka i kamienistym brodem wiele zwałek więc dałem sobie spokój z dalszym forsowaniem strugi. Wpłynąłem też na Babant powyżej Tejsowa - tam dla odmiany woda kryształowa więc popływałem chwilkę. Pod wieczór byłem na Zyzdroju. Na Wyspie Miłości (czy raczej seksu :) rozbija się ekipa młodych na 6 kajaków więc popłynąłem na brzeg jeziora w trzciny spać w łódce. Nawet fajnie było, zero komarów, zasnąłem na łodce. Koło 22 lekki deszczyk więc robię szybki odwrót na z góry upatrzoną pozycję na wyspie :) Stawianie namiotu po ciemku z latarką w zębach. Oczywiście, popadało tylko chwilę i więcej już nie padało, cholera.

21 wtorek. Od rana wieje ze 3B zachodniego. Na śluzie przenoska, Niemcy pomogli. W Zgonie zakupy. Niech to szlag, zgubiłem gdzieś fajkę i muszę przejść na papierosy. Na Mokrym pod wiatr do zachodniego brzegu żeby się schować przed wiatrem. Na 1/3 wysokości jeziora fajny nocleg na brzegu. Nawet zrobiłem małe ognisko żeby zagotować wodę na kawę.

22 środa. Ranek słoneczny, bez chmurki. Wiatr 0-1 B N-E. Przyjemnie się płynęło o poranku całe Mokre. Na jazie przetargałem łódkę sam, chyba jeden z ostatnich razów w życiu :) Nawet wpadłem jedną nogą w dziurę w kładce do przenoszenia. Od Mokrego, Krutynia coraz czystsza. A od Krutynia, jak mówili, komercja. Dziesiątki kajaków, tłok, hałas i tak do Ukty a nawet do Nowego Mostu. W Wojnowie skok w bok na Duś kanałkiem o czytej wodzie. Na drugim końcu jeziorka zwiedzam klasztor starowierców, jest wart zobaczenia. Zrobiłem parę zdjęć. Nocleg na wodzie poniżej Nowego Mostu. Komarów nie ma, chyba wypaliło je upalne lato. Dziś wiosłowałem 11 godzin :)

23 czwartek. Raniutko start, na wodzie jeszcze snuje się nocna mgiełka. Pusto aż do Bełdan. W Iznocie wyciągnąłem wędkarzowi wobler z chęchów i zarobiłem piwo :) Na Bełdanach biało od żagli, hałas i fale od motorówek. Nieźle mnie wybełdało na tej bełdańskiej fali :) Wiatr się zmienił na 2 B S-E, Bełdany zrobiłem praktycznie z wiatrem. W Mikołajkach małe zakupy, zjadłem też obiad w knajpie. Koło 13 dalej, pod trzema mostami na Tałty. Ruch ciągle duży, fala i hałas, nie cierpię takich okoliczności. W końcu, pod wieczór, znajduję łachę trzcin w spokojnym kącie na zachodnim brzegu, wbijam się tak że mnie nie widać i w kimono. Ludzie mówią że pojutrze ma być deszczowo więc decyduję nie płynąć do Giżycka tylko zakończyć spływ w Rynie.

24 piatek. Ranek spokojny, słaby wiatr S-E więc płynęło się nieźle. Na końcu Tałt wielka kolonia białych czapli. Jeszcze tylko jezioro Ryńskie, małe kąpanko i dobijam do mariny. Tam zostawiam łodkę i na szosę, stopem po samochód do Sorkwit. W połowie drogi przypomina mi się że nie zabrałem kluczyka :) No to z powrotem do Rynu. Tym razem mam wszystko więc zabieram brykę z parkingu, wracam do Rynu po łódkę i hajda do Zielonej Góry. Jest już popołudnie, w Olsztynie godzinny korek więc nie jadę dalej i nocuję w przydrożnym lasku przed Grudziądzem.

25 sobota. Zgodnie z informacjami, dzień pochmurny i deszczowy, chłodno, dobrze że nie zdecydowałem się na Gizycko. Po drodze jeszcze zajeżdżam do Poznania odwiedzić rodzinę i na obiad już jestem w domu.