Na wstępie kilka uwag. Loty Ryanairem są tanie i warto to wykorzystać. Noża i nożyczek się nie przewiezie. Nie widziałem by komuś sprawdzano gabaryty bagażu a plecaki traktuje się ulgowo. Na Krecie wyjątkowo łatwo podróżuje się stopem. Zabierają po równi lokalni i turyści, rzadko kiedy czekałem dłużej niż kilkanaście min. Kwiecień i maj są właściwymi miesiącami na Kretę. Jest zielono, wszystko kwitnie, aż za ciepło choć woda w morzu jeszcze zimnawa. Pogoda bezchmurna, słońce pali, duże kontrasty termiczne. W mieście będzie 27 st a na nabrzeżu portu czy na plaży w tym samym czasie wiatr od morza ma 18 st. Na ponad miesiąc czasu padało przez kilkanaście godzin. Na Krecie funkcjonują 3 duże linie autobusowe, każda obsługuje swój region. Źle jest trafić na lukę między nimi :) Bilety tanie. Jeśli decydujecie się chodzić po szlakach turystycznych to dobre buty są niezbędne. Szlaki są kamieniste, idzie się po rumoszu skalnym. Są ponadto źle oznakowane i łatwo zgubić ścieżkę, wtedy nie ma zmiłuj, wracamy do ostatniego napotkanego znaku. Na przełaj nie da rady, góry są nieprzebyte. Jeśli sądzisz że butelka wody ci wystarczy, weź dwie :)
Dobrze jest zapamiętać kilkanaście słów po grecku: Proszę, dziękuję, spać, namiot, ja, ty, tak, nie, woda, chleb itd. Ludzie mający styczność z turystami najczęściej mówią po angielsku, w interiorze już nie.
Sprzęt miałem niezły: Plecak Norrona 50 l 1,5 kg, namiot jednoosobowy Vango-F10-Helium 1,1 kg (wygodniejszy od trumny typu np. Camp Minima SL1), śpiwór puchowy min.temp. 10 st ok. 1 kg, karimata 0,3 kg. A i tak plecak z żarciem i wodą jakieś 10 kg.
Zapraszam do przejrzenia zdjęć, tym razem są zorganizowane w przeglądarce i jest ich ponad 300:
9 kwietnia. Lot z Wrocka do Chanii startuje o 17.30. Niezłe wrażenia, spore przyspieszenie przy starcie, widok z góry na Dunaj choć niezła ciasnota w tej rurze. W Chanii pobrałem euro na lotnisku a dwójka poznanych w samolocie podrzuciła do Kissamos. Ciemno, głucho, na szczęście obok był mały gaik oliwny. Dospałem do rana na macie w śpiworze.
10. Pieszo do połowy drogi na plażę Balos. Zrobiło się gorąco, założyłem sandały. Prawie załatwiłem sobie stopy. Na szczęście od połowy ludzie podwieźli. W jakimś miasteczku kupiłem nóż i nabrałem wody. Przesiedziałem do popołudnia za kamieniem bo słońce paliło. Woda za zimna na kąpiel choć sama plaża ładna. Brak niestety drzew. Na plaży liczne zakazy ale kiedy wszyscy pojechali postawiłem w krzakach namiot.
11. Od rana pochmurno ale i tak przyjechało sporo ludzi. O 12 zabrałem się do Falasarna. Tam obejrzałem jakieś ruiny a potem w krzaki i spać.
12. Z Falassarna podrzucili do Kissamos a dalej do Potamida. Dalej pieszo przez Voulgamo i Laciano do Topoli. Zjadłem mousaki w tawernie i stwierdziłem że to nie dla mnie. Usiłowałem trafić na ścieżkę do wąwozu ale się nie udało, poszedłem asfaltem. Po drodze jaskinia Mądrości Bożej, jeszcze kawałek i nocleg w krzakach nad strumieniem. Wykąpałem się. Musiałem postawić namiot bo komary.
13. Podjechałem do Chrysokalitsa. Jest tam monastyr do zwiedzenia. Potem Amanda americano podrzuciła mnie do Elafonisi na plażę. Laguna, płytka woda, różowy piasek ale mało go. Popływałem i pieszo szlakiem E4 do Agios Kiriaki. Po drodze popływałem w Kondoura. Dostałem nieźle w d... choć było pięknie. Na ostatnich nogach do marketu i nocleg na plaży. Kolacja śródziemnomorska - chleb, wino, ser, oliwki.
14. Podrzuciłem się do Paleochora, tam ruiny zamku do zwiedzenia. Telefon nie działa więc kupiłem kartę do automatu. Nigdy nie udało mi się z niej zadzwonić do domu. Automat albo popsuty albo zdewastowany albo brak. Potem stopem do Andyri i wąwozem w dół a dalej E4 do Ancient Lissos. Fajne bezludne miejsce, woda, łączka do namiotu, ruiny, kościółek. Poznałem Zaka, młodego z Anglii.
15. Razem z Zakiem poszliśmy do Sougia. Stamtąd busem do Epanochori i pieszo do Omalos z zamiarem odwiedzenia wąwozu Samaria. Po drodze katastrofa - wylał mi się w plecaku duży jogurt :) Miałem z tym roboty. A sam poprzedniego dnia nauczałem Zaka - jogurt zawsze pakuj w plastykową torbę. Oczywiście, zapomniałem o nim.
16. Rano podeszliśmy do wejścia do wąwozu, ale strażnik nie puszcza, wąwóz zamknięty do 1 maja. Nawet nie chciał pogadać, zamknął się w budzie. Szukamy alternatywy. Poszliśmy w góry obok szczytu Gigilos ale pomyliliśmy drogę bo brak oznakowania. Zeszliśmy sporo w dół doliną aż do przeszkody nie do pokonania - wodospadu o wysokości z 10 m. Suchego oczywiście o tej porze. Zrobiło się późno więc podeszliśmy kawałek w górę i prowizoryczny nocleg na kozich półeczkach bez namiotu.
17. Rano Zak przywlókł skorpiona na plecaku. Ładnie by się działo jakby go dziabnął w kark. Idziemy z powrotem na górę, mordercza dla mnie trasa. Znaleźliśmy co prawda szlak E4 ale był paskudnej jakości, my bez wody i zmęczeni więc zeszliśmy z powrotem do wejścia do Samaria a stamtąd podrzucili nas z powrotem do Sougia. Wyżerka w tawernie, plaża i nocleg.
18. Pomaszerowaliśmy E4 wzdłuż wybrzeża do Agia Roumeli mając za mało wody. Nocleg w Agios Nikolaos, liczyliśmy tu na wodę ale nie było.
19. Druga połowa trasy do Agia Roumeli. Na szczęście dostaliśmy od turystów Słowaków po pół litra wody. Popływaliśmy na mijanych plażach a pod wieczór Zak poszedł szybciej bo nie nadążałem. A ja idąc za nim zgubiłem ścieżkę i zmarnowałem masę czasu usiłując ją znaleźć na zboczu. W końcu się poddałem, zszedłem w dolinę do ostatniego znaku i w kimono.
20. Skoro świt pobudka i o ostatniej wodzie na ostatnich nogach do Agia Roumeli. Szlak się znalazł :) Miasteczko małe, dojechać tam nie można, zaopatrzenie dochodzi promami. Kilka hoteli i tawern. Zak się znalazł w trampowym obozowisku nad rzeczką i przy plaży. Oczywiście już był od wczoraj :) Przez cały dzień wypiłem ze 2 litry wody i ani razu się nie wysikałem, taki byłem odwodniony. Fajne miejsce na obóz. Kręgi z otoczaków, kilka w nich namiotów, rzeczka płynie a nawet toaleta z ciepłym przysznicem. Wyprałem rzeczy i się wykąpałem.
21. Dziś doskonaliłem sztukę nicnierobienia. Opalanko, prysznic, tawerna. Sandały się rozlatują, buty mają poharatane spody. Mając ochotę na szlaki kreteńskie zabierajcie mocne buty o twardej podeszwie. Zak się zmył o 12 do Loutro trasą E4.
22. Poczekałem na prom o 11.30 i zamiast doginać z buta, jak lord popłynąłem sobie do Loutro. Piękne, biało-niebieskie miasteczko. Też bez dojazdu drogą. Tam lordując dalej zjadłem rybę i grecką sałatkę za całe 10 euro :) a trochę po południu pieszo na plażę Glyka Nera. Postawiłem na piasku namiot.
23. Do południa smażyłem się na plaży. Jest tam woda podskórna, wystarczy wygrzebać w piasku dołek na pół metra. Woda czysta i zimna. Rośnie trochę tamaryszków dających cień. Do plaży nie ma dojazdu, można tylko ścieżką E4 stąd kilku zaledwie ludzi. Niespodziewanie pojawił się Zak - dwa dni przesiedział w hotelu w Loutro bo dostał jakiegoś swędzącego uczulenia i musiał wyprać wszystko od skarpet po namiot :) O 15 potuptałem do Hora Sfakion. Zakupy a w tym dobre wino lokalne Kotsifali. Polecam kupować w sklepikach lokalne wino w plastykowych butelkach, zawsze inne i zawsze smaczne. Dalej stopem do wejścia do wąwozu Imbros. Zszedłem połowę i znalazłem fajne miejsce na nocleg pod wielkim drzewem.
24. Dokończyłem wąwóz Imbros, całkiem ładny i podjechałem do Frankokastello. Zwiedzanie weneckiej twierdzy i dalej na drogę. Podłapałem coś do Sellila i na plażę. Posiedziałem godzinkę na plaży i sunę do upatrzonego miejsca na namiot. Pusta parcela, trochę chwastów. Za płotem ogród a w nim ludzie pracują. Pogadałem, uzyskałem nieoficjalne pozwolenie a nawet babcia dała 4 pierożki na kolację :)
25. W Lefkogia obiad a przygodne Niemki zaproponowały podwózkę do Spili. Tam odsiedziałem 4 h na drodze i w końcu busem do Agia Galini. Miejsce niesprzyjające ale zaczaiłem się w chwastach przy rzece.
26. Autobusem do Vori, zwiedzanie ruin Agia Triada, stopem do Fajstos i zwiedzanie ruin pałacu minojskiego. Stamtąd stopem do Gortis. Tam nocleg w starych oliwkach.
27. Rano zwiedzanie Gortis a potem 7 brykami do Myrtos i na plażę około 15. Namiot na piasku na końcu plaży.
28. Złapałem bus d Gra Ligia. Zrobiłem pieszą wycieczkę do jeziora. Niestety, wody mało, zakaz kąpieli.Z powrotem do miasta. Stopem do Papilion Beach i tkwienie pod tamaryszkami do wieczora. Odkryłem nowy nieznany mi owoc. Trochę jak żółta śliwka, w środku 1-4 pestek, skórkę się zdziera, słodki.
29 niedziela. Stopem pod Makrigialos a potem z 5 km piechotą na Ammoni Beach. Jest tu parę zatoczek. Zająłem jedną na własność :) Zbudowałem sobie z resztek budy osłonę przed słońcem, posiedzialem do wieczora i nocuję w resztkach budy.
30. Z plaży na drogę, ze 3 km na piechotę, dalej stopem do Papagianides i dalej do Handras. Niedaleko jest opuszczona 100 lat temu wieś Voila w ruinie. Fajne miejsce na nocowanie, jest woda w fontannie i piękne miejsce na namiot koło niej. Dalej stopem do Ziros i 15 km na piechotę szlakiem E4 do Pano Zakros. Powyżej miasta fajne ujęcie źródlanej wody dla miasta. Jeszcze kawałek piechotą do wylotu wąwozu Zakros i nocleg w oliwkach.
1 maj. Zszedłem wąwozem Zakros do Kato Zakros. Wąwóz pełen oleandrów. Na plażę, posiedziałem do 13 i stopem do Pano Zakros. Tam odkryłem że zostawilem mapę w sraczu. Katastrofa :) No więc prędko stopem wróciłem i mapa była w barze, ktoś znalazł i oddał. No to jeszcze raz stopem do Pano Zakros i ze 2 km na plażę. Pływano i krewetki w tawernie. Nocleg na plaży 7 kroków od wody.
2. Stopem z Palekastro do Palm Beach. Las palmowy owszem, ale plaża bez drzew. Poszedłem z 1,5 km wzdłuż brzegu na plażę w Erinopoli. Zdołałem zgubić ścieżkę i nadłożyłem drogi. Ale jest kawałek dla nudystów, z wodą i darmową raki i, a jakże, z palmami pod którymi rozbijam namiot.
3. Ze 3 km piechotą i stopem do Palekastro. Stamtąd stopem do Tripitos obejrzeć ruiny. Dalej przez Sitię na piechotę a za miastem po 2 h doczekałem podwózki do Mechitis. Gość był miły i zboczył ze swojej trasy. Zjadłem coś w tawernie i szukam miejsca na namiot. Znalazłem ruinę z drzewem i materacem, będzie dziś miękkie spanie :) Za to w nocy coś mi pogryzło łapy, drapałem się potem z tydzień.
4. Wyjechałem stopem z Mechitis i do Gourmia zwiedzać minojskie ruiny. Dalej stopem do Agios Nikolaos a stamtąd do Kritsa. Wąwozem Kritsa pod górkę, oczywiście w połowie poszedłem źle i zrobiłem ze 4 km niepotrzebnie. W końcu dotarłem do Andrianos. Nocleg w oliwkach.
5. Pieszo i stopem do Psychro na płaskowyż Lasiti. Po drodze zwiedzanie jaskini w Psychro. Tam znów zostawiłem mapę w sraczu i tym razem już nie odzyskałem, musiałem kupić papierowy shit. Dalej przez góry do Tichros. Znakowania szlaku brak, wybrałem zły wariant i musiałem wrócić kawałek. Ale za to dostałem od pasterza flachę domowego wina i torbę domowych oliwek w prezencie. Nocleg na ścieżce bo to jedyne równe miejsce w okolicy.
6. Trochę pieszo a trochę stopem do Knossos. Zwiedzanie i mnóstwo zdjęć. Evans tam zrobił kawał dobrej robory rekonstruując fragmenty pałacu minojskiego. Najstarsza wanna w Europie, 3,5 tys. lat. W tawernie kelner mówiący po polsku choć nigdy u nas nie był. Uczy się 4 języków na raz.
7. W nocy zaczęło padać, rano trochę przestało. Zwijam mokry namiot. Rano miejskim bysem do Muzeum Archeologicznego w Iraklionie. Fantastyczne tam rzeczy! Jak wyszedłem z muzeum znów lało. Zasuwam w pelerynie na dworzec autobusowy, kupuję bilet do Rethymno a satmtąd na piechotę na kamping w Missouria. Utargowałem z 12,5 euro na 10 :) Tam ciepła woda, prysznic, pranie rzeczy. Trochę mnie boli ścięgno w lewej nodze a tu w planie wąwóz Samaria :)
8. Zasuwam z 5 km pieszo na dworzec autobusowy bo jest po drugiej stronie Iraklionu i jadę do Chania. Tam rezerwuję bilet na samolot w kafejce netowej niedaleko dworca. Z powrotem na dworzec ale okazuje się że bus do Omalos jest dopiero jutro rano. Co robić? W Chanii nie ma dla mnie życia. Widzę reklamę Ogrodu Botanicznego ze 20 km za miastem więc tam jadę. Ogród fajny, warto było. Stopem do Omalos w góry. Nocleg na łączce a noc cholernie zimna.
9. Podwózką do wejścia do wąwozu. Sam wąwóz fajny tylko przewalają się przez niego tłumy, dosłownie deptamy sobie po piętach a trudniejszych miejscach robią się kolejki :) Pewnie było ze 2 tys. luda. W Agia Roumeli melduję się na stare miejsce nad rzeczką. Spotkałem tam polską parę, miło było pogadać. Poczęstowali raki i poszli do Agios Paulos.
10. Odpoczywam, tylko rano podeszłem na wzgórze do ruin weneckiej twierdzy. Trochę plażowania i pływania.
11. Idę do Loutro, kawał drogi, ledwo doszedłem. Tam prom dopiero o 16 więc do tawerny na małże oraz sałatkę po grecku. Promem do Hora Sfakion a tam zahaczam podwózkę, dalej drugą i trzecią do Kaliwas. Zakupy i na oliwną działkę. Trochę było zamieszania bo choć właściciel się zgodził to jakiś młody zadzwonił po policję. Przyszli, wylegitymowali ale dali się przekonać właścicielowi i dali mi spokój.
12. Rano stopem do Chanii. W tej samej kafejce wydrukowałem bilet i z dworca pojechałem do Kalathas. Posiedziałem na plaży do wieczora. W tawernie fajna sałatka, plaża też niezła. Nocleg nieopodal w starej zagrodzie pasterskiej.
13 niedziela. Rano zmieniłem stopem i busem plażę na Marathi gdzie posiedziałem do wieczora. Nocleg w oliwkach.
14. Posiedziałem na plaży do 15 a potem taxi na przyczepkę do babki której się spieszyło, prosto na lotnisko. Spotkałem tam tą samą polską parę, lecimy razem. Odprawa bez problemów, lot też. Chyba nie polubię latania przez tą ciasnotę.
15. Wylądowałem we Wrocku po północy, miejskim nocnym busem na dworzec i pociągiem o 5.45 do Zielonej.