Zrobiłem krótki wypad na krajowe Green Velo. Wystartowałem 17-go lipca z Kielc a skończyłem 9-go sierpnia w Elblągu. Wszystkiego ok. 2000 km w 22 dni jazdy. Pogoda była z początku upalna, w drugiej połowie jazdy ciepła. Mało deszczu, kilka burz. Na trasie spotkałem wielu cudzoziemców. Są też zdjęcia do obejrzenia. A oto co zanotowałem:
17 lipca, środa. Wyjeżdżam 6.08 do Kielc z przesiadką w Częstochowie. Pierwszy pociąg się spóźnił ale drugi wstrzymano i przesiadka się udała. Parę godzin spędziłem u znajomego a potem w trasę. Zacząłem oczywiście od objechania Kadzielni. Niestety, zjazd na linie nieczynny. Wyjechałem z miasta, jakieś 20 km.
18. Z rana się trafił zalew więc popływałem. Mijam zamek Krzyżtopór. Nie wchodziłem bo tłumy, zrobiłem tylko parę zdjęć. Obiad w Rakowie. Po południu jadę przez same sady wiśniowe i jabłoniowe. Nocleg 20 km przed Sandomierzem. 91 km.
19. Na południe dojeżdżam do Sandomierza. Ładny ratusz, trafia się też wycieczka podziemiami. Idę na pierogi, popijam cydrem sandomierskim. Nocleg w lasku za Zarzeczem. 80 km.
20. Do Leżajska na obiad i piwo :) Chciałem obejrzeć browar ale do browaru daleko a na dodatek trafiam od nieciekawej strony. Sobota, więc zakład stoi. Zaliczam klasztor benedyktynów. Odwiedzam pałacyk w Julinie. Na uwagę zasługuje piękna aleja modrzewiowa. Nocuję w ślicznej buczynie całkiem bez komarów. 84 km.
21 niedziela. W Łańcucie remont ścieżek przy pałacu. Wpadam tylko do storczykarni na piwo. W Rzeszowie od razu gubię szlak. Ale i tak muszę do centrum na obiad. Trafia mi się bistro wegańskie, da się to zjeść :) Parę km za miastem trafia się jeziorko w starej żwirowni. Nikogo, więc robię generalną kąpiel. Gorąco na 30 st. i idzie burza. O 16.30 łapię las bukowy, stawiam namiot i zaraz zaczyna grzmieć i lać. 71 km.
22. Na drodze do Dynowa kilka zmyłek trasy. Ten odcinek jest słabo oznakowany. W Dynowie obiad i zakupy. Napotykam fajny most wiszący na Sanie. Ku mojemu zaskoczeniu, przejeżdżają tamtędy osobówki. Jest tak ciasno że nawet z pieszym się nie wyminą :) Kiedy jestem przy końcu, jakiś dziadek wjeżdża na most. Cofnąć się nie umie i muszę wracać :) W Piątkowej zabytkowa cerkiew. 84 km.
23. W nocy padało, rano siąpiło. Wyjechałem dopiero koło 10. Od Przemyśla koniec pagórów, witaj płaska ziemio :) Znów trafił się staw w żwirowni, żywej duszy, więc zarządzam kąpanie i pranie. 87 km.
24. Ładna pogoda, fajny teren, słaby wiatr. Odwiedzam cerkiew w Radużu, akurat przewodnik formuje grupę więc się dopisuję. Obiad i zakupy w Horyniu. 80 km.
25. Dalej ładna pogoda. Zwiedzam szumy na Tanwi. Byłem tam z 50 lat temu. Wtedy spokój, cisza i natura, dziś tłum i komercja. Nawet woda brudniejsza, choć szumi tak samo. Po drodze trafiają się dwa stawki więc zaliczone dwa pływanka. Dociągam do jez. zaporowego na Wieprzu - katastrofa. Brak wody, brak lasu. Nocuję na łące za wsią. 103 km.
26. W Chełmie ładny rynek. Zwiedzam podziemia kredowe. W Krasnymstawie na rynku szykuje się wiec partyjny. Wszędzie policja. Piję piwko na ławce i podpadam patrolowi :) Za chwilę notable pisowscy obiecują gruszki na wierzbie. Idę do knajpy na obiad i dalej w drogę. Trzeci dzień z rzędu spotykam Włocha Alberto, jedziemy w tym samym kierunku. 93 km.
27. Dużo niczego. Popływałem w starorzeczu Bugu i w jez. Białym. Mała burza w nocy. 91 km.
28. Uf, jak gorąco, 33 st. W Kodeniu u braciczków oblatów trafia się toaleta z płatnym przysznicem więc się przekąpuję. Na dachach budynków klasztornych mnóstwo paneli słonecznych, taki znak czasu. Kostomłoty - ładna cerkiewka. W Terespolu obiad w chińskiej knajpie, ostry jak zaraza. W Neplach pod mostem na Krznie pływanko, całkiem czysta rzeka. Na wieczór zajeżdżam do Janowa, do słynnej stadniny. W bramie kasa, ludzie żartują że teraz zbierają na jarkowe, albo że teraz nie zarabiają na koniach tylko na osłach turystach itd. :) 97 km.
29. W Niemirowie okazuje się że prom nie pływa, za mało wody. Jadę do innego. Wizyta na Grabarce, cerkiew, krzyże, studnia, atmosferka. Niestety, nie ma knajpy ani sklepu :) Od Grabarki kilkanaście km paskudnej, żwirowo-piaskowej tary. We wsi Czeremcha drzewko dojrzałej czeremchy, podjadłem owoców. Na osłodę życia po szutrach kupuję flachę Kadarki :) 93 km.
30. Zajeżdżam do Hajnówki na obiad. Drogi do Białowieży w remoncie więc tam nie zajeżdżam tylko jadę na zbiornik k. Siemianówki. Koło 15 łapie mnie deszczyk. Zachmurzenie 100%. Przeczekuję w namiocie i po 2 h gdy wychodzi słońce, ruszam dalej. Trafia się ładne miejsce do popływania, więc korzystam. 83 km.
31 Dziś zboczyłem z Green Velo na Kruszyniany. Obiad tatarski w Tatarskiej Jurcie, zwiedzanie meczetu i mizaru. Dalej przez Krynki na Supraśl, gdzie okazały monastyr. 93 km.
1 sierpnia, czwartek. Tykocin - spora i zadbana synagoga. Obok muzeum. Obiad po żydowsku w restauracji na rynku. Dalej tzw. carska droga przez biebrzańskie bagna, nie ma gdzie postawić namiotu. W końcu trafiam wioseczkę na pagórku, jest las sosnowy. 93 km.
2. Dosyć chłodny dzień. Zwiedzam, z przewodnikiem który zbierał akurat grupę, twierdzę Osowiec a właściwie Fort 1. Rybny obiad w Dolistowie u Bartla, koniecznie odwiedzcie, ciekawy wystrój. Kąpiel w Biebrzy, czysta woda. 70 km.
3. Wyjeżdżając z Augustowa gubię szlak i nadrabiam z 10 km. Po drodze mnóstwo miejsc do kąpieli, ale dosyć chłodno i wieje nieźle więc korzystam tylko raz, w jez. Sajno. 80 km.
4 niedziela. Obiad w Suwałkach w MacDonaldzie - nigdy więcej :) To co dostajesz w niczym nie przypomina tego co na obrazkach. Jezioro Hańcza - takie sobie. Gdzieś po drodze uszkodziłem tylną felgę. Od dwóch dni stukało coś i dopiero dziś ustaliłem co. Wygięty i pęknięty rant felgi o hamulec. 78 km.
5. Odwiedzam trójstyk granic, uśmiecham się do kilku kamer w 3 państwach :) Dalej do Stańczyków odwiedzić słynne mosty. Obiad w gospodzie. Całe Stańczyki żyją z mostów które teraz prywatne, mnóstwo odwiedzających i samochodów. W Gołdapie idę na lody. Na trasie dużo szutru, odpuszczam parę km i jadę asfaltem. Trafia się też sporo trasy nasypem dawnej kolei przerobionym na ścieżkę rowerową. Fajny pomysł. 87 km.
6. Wiatr się zmienił z N na S, idzie front. W trybie awaryjnym rozbijam namiot w zaroślach koło ruin pałacu w jakiejś wsi nad brudnym Guberem. Niedługo czekam, grzmi i leje, jest burza. 87 km.
7. Późno ruszyłem bo rano jeszcze popadało. Lidzbark Warmiński fajne miasteczko. Obiad w Warmiance, kąpanko w jeziorze, całkiem czysta woda. Nocleg na łączce za Górowem, żurawie krzyczą. To zresztą codzienny element północno-wschodniej Polski. Raz widziałem rano stado ze 100 szt. kołujące nad łąką. Ależ był klangor! 83 km.
8. Felga ma się coraz gorzej. Doraźne potraktowanie młotkim pomogło na jeden dzień, teraz pęknięcie się wydłuża, żeby jechać muszę rozpiąć tylny hamulec. Sytuacja grozi wystrzałem dętki, więc rezygnuję z trasy Green Velo nad Zalew Wiślany i jadę prosto do Elbląga asfaltem. Dzień dosyć paskudny, dwie ulewy i jedną burzę przeczekuję szczęśliwie w przygodnych wsiach. Nocleg w mokrym lasku pod miastem. 72 km.
9. Rano na dworzec, łapię stosunkowo niezłe połączenie z przesiadką w Tczewie i Poznaniu. 16.30 jestem już w domu. 20 km.